Paryż subiektywnie
Jestem romanistą, ale za Francją jakoś specjalnie nie przepadam (sery, wina i francuski poststrukturalizm się nie liczą). Paryż, któremu ten blog ma być poświęcony, nie jest moim ulubionym miastem, ale mimo to zawsze uwielbiam tu wracać.
sobota, 30 października 2010
środa, 27 października 2010
Refleksje wokół paryskiej moderny
Maison La Roche - willa skonstruowana w latach 20 XX wieku według projektu Pierre'a Jeannereta, bardziej znanego jako Le Corbusier - powinna być miejscem pieszej pokuty we włosiennicy i z samobiczowaniem dla prezydenta Katowic, za którego przyzwoleniem pada właśnie hala dworca na placu Szewczyka. Ok, nie twierdzę, że brutalizm to to samo co projekty Le Corbusier, natomiast jedno i drugie to architektoniczna moderna od jej początków po jej fazę końcową. Nawet laik zauważy pewne miejsca wspólne: surowe, geometryczne formy i snopy światła wpadające do wewnątrz dzięki umieszczonym odpowiednio przeszkleniom. Nie jest to napewno piękno łatwe i często wzbudza skrajne emocje "kocham" albo "nienawidzę". Ma jednak ta architektura swoją niepodważalną wartość i swoje miejsce w historii. Prezydent Katowic nie jest/był tej wartości świadomy i trudno się dziwić: jak każdy przeciętny człowiek, biorący wszystko na chłopski poczciwy rozum, który często w Polandii mylony jest ze zdrowym rozsądkiem i fałszywie uważany jest za cnotę, woli przecież iść do kolorowej galerii handlowej, kupić sobie buty w CCC i koszulę de luxe z Wólczanki, a między jednym a drugim zjeść podwójnego MacWieśniaka zapijając go colą, niż próbować zrozumieć trudne brutalistyczne piękno kielichów. Lepiej zatem postawić kolejne "nie-miejsce", ludziom napewno się będzie podobało, na uroczystym otwarciu dostaną po baloniku. Tak właśnie objawia się najczęściej małość i kompleksy prowincjonalnych menadżerów: nie znam się na tym, ale o radę kogoś, kto się zna nie zapytam, ponieważ wtedy wyjdzie, że się nie znam.
Dom Le Corbusier stoi w bardzo spokojnej części południowo-zachodniego Paryża. Ulice są puste jak rynek w Katowicach w sobotni wieczór. Piję do Katowic, ponieważ w okolicy mamy mnóstwo przykładów architektury modernistycznej, która mocno kojarzy się z kilkoma zaułkami w obrębie ul. Kościuszki. Architektury dziwnie zapomnianej przez naszych śląskich speców od promocji, którzy wolą stawiać na rdzennie śląską Jasną Górę i góralski folklor Beskidów oraz Jezioro Żywieckie wierząc, że da się zrobić z Żywca drugie Mazury. Powodzenia.
poniedziałek, 25 października 2010
Bazylika Saint-Denis
Bazylika Saint-Denis to jedno wielkie necropolis. Leży tu większość francuskich królów oraz różnych diuków, władców, książąt i księżniczek jeszcze z czasów Merowingów, których nazwiska odgrzebywałem z najgłębszych zakamarków pamięci przypominając sobie zajęcia z historii Francji. Zaczęto ją budować już w V wieku na miejscu cmentarza galo-rzymskiego, na którym spoczął między innymi św. Dionizy, o którym była tu już mowa. W VII wieku koronował się tu Pepin Krótki. Obecną wczesnogotycką formę w dużej mierze przybrała jednak w XII wieku. Bazylika leży daleko od centrum w raczej mało turystycznej dzielnicy, więc tłumów nie ma.
Z perspektywy Saint-Denis kwietniowy pochówek wawelski wydaje się abstrakcją do kwadratu, jeśli snuć, czysto hipotetycznie, różne analogie.
niedziela, 24 października 2010
Ленин, Сталин и музыка
O tym czy dana wystawa, sztuka lub koncert coś ze mną robią informuje mnie najlepiej moja fizjologia: ciało się trzęsie, gardło się zaciska, do oczu napływają łzy i idiotyczne - fizyczne, nie duchowe - poczucie, które temu wszystkiemu towarzyszy.
Wystawa "Lenin, Stalin i muzyka", którą dzisiaj widziałem w Cite de la musique jest piękna i nostalgiczna. I dlatego przerażająca. Ma również gigantyczny walor edukacyjny, który jednak raczej nie przebije się przez zesencjalizowane plakaty reklamowe, o czym już pisałem. Bardzo bym chciał, żeby kiedyś taka wystawa była zorganizowana w Polsce. Byłby to znak, że otrząsnęliśmy się z naszej rusofobii. I że chcemy zrozumieć komunizm nie tyle może nawet ze swojej męczeńskiej perspektywy, ale z perspektywy zachodnich intelektualistów, którzy tak byli w niego zapatrzeni.
Zasadniczo wystawa mówi o kompozytorach rosyjskich za czasów Lenina i Stalina, chociaż w szerszym kontekście dotyczy po prostu roli sztuki w propagandzie bolszewickiej. Podzielona jest na dwie części: utopia (czerwona) i realizm (czarna). Wystawę zwiedza się ze zdalnymi słuchawkami, z których leci muzyka kompozytorów, o których właśnie czytamy. Są również świetne archiwalne materiały video, "teledyski", w których obrazy orkiestry smyczkowej przeplatają się z obrazami wielkich piecy i pracującego przy nich niezłomnego robotnika. Doskonale pokazane jest to w jaki sposób nośnikiem leninowskiej rewolucji miała być sztuka nowoczesna, w jaki sposób nowe formy w malarstwie miały zwiastować nadejście władzy ludu. Artyści za Lenina mieli jeszcze wolność twórczą, więc większość z nich dała się uwieźć ideologii wierząc, że wolność twórcza przyniesie wolność w ogóle. Strasznie sugestywne tutaj jest przejście z czerwonej części do czarnej mówiących już o czasach, w których artysta albo tworzył według linii twórczej zaproponowanej przez Żdanowa albo ginął w łagrze. Niesamowicie się to wszystko oglądało gdy z słuchawek leci hymn Aleksandrowa, który, do cholery!, jest piękny.
Wystawa kończy się relacją filmową z pogrzebu Stalina, któremu ostatni hołd składają robotnicy w Azerbejdżanie, plemiona syberyjskie, górnicy z Donbasu, mieszkańcy Pragi, Sofii i Bukaresztu. Masakra.
W muzeum był też między innymi "Lenina w październiku". Był to film, na który moją babcię na pierwszą randkę na początku lat 50) zaprosił dziadek. Niezły romantyk.
Subskrybuj:
Posty (Atom)