Jestem romanistą, ale za Francją jakoś specjalnie nie przepadam (sery, wina i francuski poststrukturalizm się nie liczą). Paryż, któremu ten blog ma być poświęcony, nie jest moim ulubionym miastem, ale mimo to zawsze uwielbiam tu wracać.
wtorek, 19 października 2010
Kult wiecznie żywy
Strajków ciąg dalszy. Dzisiaj na ulicę wyszło prawie pół miliona osób. Sarko póki co jest nieustępliwy i ustawa o reformie emerytalnej jest dyskutowana w senacie. Metro narazie jeździe, ale do strajku przyłączają się coraz to nowe grupy (w bibliotece Sainte-Geneviewe wisiała dzisiaj kartka informująca, że w związku ze strajkiem godziny otwarcia w dniu dzisiejszym mogą zostać nieoczekiwanie zmienione. Nie ma jak dobra dyplomacja), więc nie wiadomo jak długo.
Wśród tabunu ludzi, który przetocza mi się w tej chwili pod oknami powiewają również flagi ZSRR. I tak się zastanawiam się czy w tym tłumie kogoś zdrowo, excusez le mot, nie popierdoliło. Mam przekonania raczej lewicowe, ale widząc nastolatka wymachującego flagą z sierpem i młotem czuję się mało komfortowo. Tym bardziej, że w tej chwili mamy obecnie Rok Francja-Rosja i pełno w Paryżu informacji o różnych wydarzeniach kulturalnych. Do czego zmierzam? Ano do tego, że oprócz plakatów z pięknym rosyjskim młodzieńcem zapraszającym na wystawę "Rosja romantyczna" metro wyklejone jest portretami Stalina i Lenina, które służą jako reklama przedsięwzięcia "Stalin, Lenin i muzyka" dotyczącego życia muzycznego w pierwszych trzydziestu latach Rosji sowieckiej. Jest w tym szafowaniu symbolami i obrazami jakaś bezdenna francuska głupota (francuska, bo myślę, że Rosja robi sobie tutaj doskonałą promocję), o której pisał kiedyś Sollers, jakieś mityczne sprowadzanie rzeczy do ich esencji, które potem bierzemy za coś naturalnego. Francjo, czytaj więcej Barthesa!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
dead-on.
OdpowiedzUsuń