niedziela, 3 października 2010

Metro

W Paryżu lubię jeździć metrem. Mapa metra paryskiego, polecę z Barthesa, jest "hyfologiczna" i przypomina jedną wielką pajęczynę bez centrum i peryferii (no bo jakie znaczenie pod ziemią ma to, czy jedziesz pod katedrą Notre-Dame czy pod dzielnicami wschodnimi?). Cały dzień można tak jeździć w te i we wte obserwując ludzi dookoła (czasem się boję, że te obserwacje skończą się tym, że w końcu dostanę po pysku, no ale jak tu nie patrzeć na gościa w rasta-turbanie, sandałach na bose stopy i bawełnianych gaciach a la Ludwik XIV??? Niestety, jest to nasze głupie polskie przyzwyczajenie: w miejscach publicznych na wszystkich się gapimy!) i przechodząc od jednej bramki do drugiej. W metrze jest brudno, od zapachu moczu kręci się w głowie, a spędzając pod ziemią więcej niż 10 minut zdajesz sobie nagle sprawę z mdlącego posmaku gumy w gardle (nie wiem czemu najbardziej czuję ją w linii nr 1). Warto o tym pamiętać słysząc słodkie opowieści o długich spacerach po romantycznym Paryżu. Przypomniał mi się  fragment z eseju Bataille'a "Mowa kwiatów". Cytuję z pamięci: "życie człowieka w niczym nie różni się od życia kwiatu, którego wzniosłość przynosi mu spokój na duszy. Cóż jednak ów człowiek pocznie z niemożliwym obrazem korzeni, które gniją pod powierzchnią ziemi i wiją się w niej jak robactwo". Mamy tutaj do czynienia z wizją kreta, który kopie korytarze w cuchnącej glebie i wywleka z niej wnętrzności kultury. U Bataille'a jest on przeciwstawiony wizji heglowskiego orła, który unosząc się nad ziemią wierzy, że to co widzi pod sobą jest całością. Egh, chyba jednak dostanę po pysku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz