Gibert Jeune to gigantyczna księgarnia w dzielnicy łacińskiej na bulwarze St. Michel. Będąc w Paryżu poprzednim razem, jakieś 4, 5 lat temu zapytałem księgarza gdzie mogę znaleźć "rayon feministe" (czyli dział feminizm). Księgarz grzecznie wskazał palcem miejsce pod stołem, gdzie stał koszyk z przeżółkłymi książkami typu "sytuacja kobiet na rynku pracy w latach 80, rola kobiet w życiu społecznym" itd. Niezły paradoks w kraju, gdzie wymyślono "ecriture feminine".
Wczoraj jednak niespodzianka. Wchodzę do tej samej księgarni i oczom nie wierzę! Oto przede mną "rayon gender studies". Półeczka skromniutka, książeczek niewiele, ale mimo wszystko jest postęp. Postęp a może i prowokacja? I to z dwóch powodów. Po pierwsze, językiem zawiaduje we Francji Academie Francaise utworzona w czasach gdy każdy facet nosił tutaj perukę, pończochy i się pudrował. Ciało to słynie z tego, że broni poprawności i piękna języka francuskiego i chroni go przed anglosaksońską (jakież to głupie słowo! Czy Anglicy mówią na Francuzów French-Gallic?) nawałnicą wymyślając rekomendowane odpowiedniki francuskie. Odpowiedniki charakteryzują się tym, że często są niepraktyczne (odpowiednikiem na słowo "corner" jest na przykład "coup-de-pied-de-coin") i przychodzą po niewczasie, kiedy wszyscy już posługują się angielskimi nazwami (spodziewajmy się za jakieś pięć lat uchwały, według której preferuje się używać określenia "etudes du genre" zamiast obcego "gender studies"). Po drugie, w skład Academie Francaise do tej pory weszła tylko jedna kobieta - Margueritte Yourcenar. W mowie powitalnej skierowanej do niej Jean d'Ormesson nie omieszkał zauważyć "przypadkowości jej płci" (sic!) zaznaczając, że jest PISARZEM, i że słowo PISARZ w języku francuskim nie ma rozróżnienia rodzajowego. Miało to miejsce niecałe trzydzieści lat temu.
Przyomniała mi się scena z biblioteką w Little Britain :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=MLSP05bGHkU